Na trenowanie nigdy nie jest za późno, ale…
Na trenowanie nigdy nie jest za późno, lecz wszyscy, którzy zaczynają późno, żałują, że nie zrobili tego wcześniej.
„Wezmę się za siebie” ten pozornie prosty proces decyzyjny może zająć jednemu kilka minut, a drugiemu całe życie, niestety.
W trakcie spotkania networkingowego miałem kilkuminutową prezentację na temat zmiany nawyków żywieniowych i treningu. Mówiłem o kompleksowym działaniu, że pracujemy z Klientami niekoniecznie w siłowni, że trenujemy w parkach, w domach itd. Po zakończeniu prezentacji podszedł do mnie Radek z przygotowanym kalendarzem i powiedział: „Dobra, to co powiesz na najbliższą środę w parku na Kępie Potockiej?”
Tak oto zaczęliśmy z Radkiem dziewięciomiesięczną podróż, w trakcie, której stracił 23 kilogramy i 21 lat wieku metabolicznego.
Historia Radka jest rzadkością niestety. Większość osób na takich spotkaniach podchodzi do mnie i mówi „daj mi swoją wizytówkę, bo muszę się wziąć za siebie”. W tym wypadku poproszenie o wizytówkę, jest „wzięciem się za siebie”.
Słowem kluczem jest „muszę”. Czyli wiemy, że coś trzeba zrobić, ale nie chcemy. Tak długo jak nie zastąpimy słowa „muszę” słowem „chcę”, to nic z tego nie wyjdzie.
Kiedy nasz wewnętrzny głos, mówiący nam o potrzebie zrzucenia kilku kilogramów, zaczyna być coraz głośniejszy biegniemy do sklepu sportowego lub zamawiamy przez Internet rowerek stacjonarny, orbitrek lub inne urządzenie, przez którego brak doprowadziliśmy się do dzisiejszego stanu. I tak oto zyskujemy najmniej użyteczną, zarazem najdroższą suszarkę na bieliznę. Natomiast wewnętrzny głos ucichł na jakiś czas.
Potem następuje cały łańcuch wydarzeń, płyta DVD z ćwiczeniami, karnet na rok do siłowni – „na rok, bo to mnie zmobilizuje”, kupno drogich, będących na topie ubrań do ćwiczeń itd.
Historie moich podopiecznych dokładnie to pokazują. Ci, z nich, którzy przychodzą będąc już po czterdziestce czy pięćdziesiątce opowiadają o tym jak to zamierzali zacząć trenować dziesięć czy dwadzieścia lat temu lecz tego nie zrobili. Im człowiek młodszy tym bardziej przekonany jest o swojej dobrej formie i o tym, że ma jeszcze masę czasu na “wzięcie się za siebie”. Uważają, że dziś dzieją się rzeczy dużo ważniejsze i nie ma się co zajmować takimi drobiazgami jak dbanie o wagę, co jem, ile palę, piję czy śpię. Zresztą są to czynniki, o których nie myśli się przed czterdziestką, a i potem też bywa różnie.
Zdarza się czasem, że refleksja przychodzi, kiedy choroba spowodowana stylem życia dotyka naszego rówieśnika z bliskiego kręgu.